sobota, 17 listopada 2018

OGŁOSZENIE!

W związku z powstającą "Galerią Autorów" wszystkie obrazki wilków zostaną usunięte na czas tworzenia takowej galerii. Po jej utworzeniu będziecie mogli wybrać z niej wygląd swojego wilka. Możecie też osobiście zapytać o zgodę właściciela - wystarczy dostarczyć dowód. Oczywiście możecie również sami narysować swojego wilczka! Pozdrawiam i życzę miłego dnia!

~Wasza Alfa Asassin

piątek, 16 listopada 2018

To za dużo... - Dark

Po tej kłótni chyba coś zrobiłem Oriabi... Jak ostatni tchórz uciekłem z miejsca zdarzenia. Jej słowa dalej nie dawały mi spokoju w głowie.
~Dlaczego taki jesteś Dark?!~ - buzowało mi to w głowie.
Czy ja jestem złym bratem? Zamieniam się w potwora, który chciał zagryźć przyjaciela swojej siostry... Jednak nie żałowałbym, gdybym go zabił... chyba. Nie wiem do końca co mam robić. Powinienem ją przeprosić, ale chyba nie chcę spojrzeć jej w oczy, po tym wszystkim. Powinienem zapytać kogoś o radę, ale nie mam pojęcia kogo. W sumie alfa jest najbardziej neutralnym wilkiem w tej sprawie. Eh mam nadzieję, że wszystko u Ori w porządku. Zacząłem chodzić w kółko i zastanawiałem się, czy na prawdę mam pójść do niej w tej sprawie? To chyba będzie najlepsza opcja. Szybko podreptałem do wejścia.
- Alfo mogę wejść? - zapytałem neutralnym tonem.
- Oczywiście. - odparła po chwili.
Wszedłem powoli i usiadłem.
- Słucham, jaką masz sprawę? - zapytała.
Opowiedziałem jej o tym, co myślę o Firielu i o tym jak działa na Oriabi. Potem powiedziałem również o całym zdarzeniu z bójką. Nastała chwila ciszy po czym wadera w końcu się odezwała.

<Asassin? Jestem ciekawa jaką dasz mu radę :3>

Nowa wataha, a ja już mam problemy - Lupo

- Puść mnie, jeśli nie chcesz problemów-powiedział do mnie wilk. Wiatr zawiał, a słońce zaszło za góry. Wiedziałem, że coś tu nie gra. Po chwili zerknąłem na pana „Puść mnie” Jego oczy błyszczały krwistą czerwienią. Zmieniłem się w smugę ale czułem, że on mnie widział. Panikowałem ale w środku. Odmieniłem się bo wiedziałem, że i tak smuga nic mi nie da.
- Hello little wolf. - powiedział demonicznym głosem, po czym się przeteleportował.
- O cię panie. - powiedziałem. Jestem nowy w watasze, a już takie rzeczy. Kurde chyba już muszę planować przeprowadzkę. Szybko i cicho pomknąłem między drzewami do mego domciu, Szybko otworzyłem drzwi i wbiegłem po schodach. Zacząłem rozglądać się po księgach. O mam. Wystawiłem skrzydła oraz podleciałem do góry. Wyjąłem wielgaśna księgę. Zniosłem ją na dół. Wyjąłem pióro i zacząłem bazgrać tam rysunek tego wilka. No wiecie. Mam spis i wygląd wszystkich wilków, które znam. Potem napisałem tam trochę o wyglądzie. Gdy skończyłem poczułem coś na moim ramieniu. ... Czyli dałeś się sprać jakiemuś wilkowi. Jesteś bardziej żałosny niż myślałam... stwierdziła moja towarzyszka.
- A ty jesteś idiotką i ja ci tego nie wytykam. - powiedziałem, po czym zgasiłem światło zabrałem kocyk i moją podusie, aby położyć się spać.
- Dobranoc Idioto.
- Dobranoc Dziecko. - Odparłem i przykryłem się kocykiem. Następnego dnia obudziłem się zaparzyłem sobie herbatę z Fiołków Brylantowych, którą walałem do termosu. Tym razem wziąłem ze sobą sztylet. Poszedłem do osady główniej. Nagle zobaczyłem tego wilka. - NO w twarz -wymamrotałem do siebie. Cały dzień starałem się go unikać. Ale w końcu mnie dopadł.
- Hej, jestem Twister. - powiedział wesoło wilk.
- Obivion lub Shadow - powiedziałem niechętnie.
- Tak masz na imię? - zapytał mnie.
- Moje imię się nie liczy - warknąłem podirytowany. Wilk starał się jakoś dogatywać, ale ja jak to ja odpowiadałem mu chamsko. Chociaż miło mi było, że się starał.
- Czekaj słyszałeś to?! - zapytał.
- Co niby masz jeszcze omamy no świetnie.
Po chwili usłyszałem ryk.
- Zwracam honor. - powiedziałam. To jak ten. Idziemy to sprawdzić? - popatrzyłem na wilka.

<Twister?>

poniedziałek, 5 listopada 2018

I co dalej? - Kurinalu

  Widziałem. Widziałem tę rzeź Nuazi, co mogłem zrobić? Stałem tylko z boku i cieszyłem się widokiem. Teraz wilczyca płacze w myślach, za swoje grzechy. Położyła się oraz owinęła łapy wokół pyska, obwiniając się pewnie za swoje czyny.
- Zabiłam ich...wilki z watahy...jestem kanibalem. - zaczęła się zatracać.
  Co mam zrobić? Nie wiem. Tyle lat żyje i nie wiem. Jestem w jednej wielkiej jebanej kropce. Położyłem się obok niej.
- To nie twoja win...
- Moja! Widzisz tutaj kogoś jeszcze poza nami? - rzuciła jakby od niechcenia.
- No nie... Fakt, twoje łapy to uczyniły, ale nie z twej winy. Gdyby nie te parszywe istoty byłabyś normalna.
- Nawet jeśli... - odkryła pyszczek. - To jeśli tak dalej pójdzie, to wymorduje całą watahę, włącznie z tobą.
- Jeśli temu nie zaradzimy, to ta opcja jest bardzo realna.
  Spojrzałem na wadere. Mimo, że moje uczucia są sprane, to jednak...współczuje jej. Tej biednej, źle potraktowanej przez los Nuazi.
- Wiesz, nie chce tu się użalać, ale to tak w ramach zrozumienia. Też mam coś takiego, jak głód demona. Jest to dość niestabilne, gdyż moje geny są już zrąbane...
- I co? Zabiłeś swojego?
- No tak, zdażyło mi się. Dlatego wiem, co przechodzisz.
- I jak mi ma to pomóc? - odpowiedziała oschło.
  Sam do końca nie wiem, do czego ten fakt ma się przydać. Ale może dzięki temu poczuje się raźniej? Słońce zaczęło zachodzić, zostawiając za sobą wielobarwne niebo.
- Z tego, co mówiłaś, ten posiłek starczy ci na długo i z jakąś tam dietą.
- Niby tak, ale wiesz, kiedyś kres nadejdzie i co wtedy?
  No właśnie, co wtedy? Te pytanie rozbrzmiewało w moim umyśle. Taki głód przydałby się na wojnie, wszyscy wiemy czemu. Ale nie można czekać, aż coś runie rozpoczynając tę zabawę. Po za tym coś mi się nie wydaje, aby była gotowa na taką wielką rzeź, na tak wielką skale. Trzeba wiedzieć, że zabijanie... jest trudne. Trudne dla umysłu i naszego sumienia. Żadna przeciętna istota nie ma jako swoje zainteresowanie zabijanie swoich, prawda? W obronie własnej, jest już łatwiej, ale to kwestia sporna. Można by rozpisywać się na temat psychologii​ zabijania, nawet w księgach. Niestety, nie ma na to czasu. Minuty mijają, a głód Nuazi powoli, acz nie niezauważalnie narasta.
  Największa gwiazda naszego układu zniknęła za horyzontem, zostawiając za sobą płachte mroku. Pojawiły się jej bracia i siostry, zdobiąc niebo. I na koniec...pan nocy. Księżyc.
  Odchodząc od poetyckiego opisywania nocy, spojrzałem na wadere. Wbiła swój wzrok w dal. Najwidoczniej nad czymś myśli.
- O czym myślisz Nuazi? - spytałem cicho.

<Nuazi?>

piątek, 2 listopada 2018

Wampirzy instynkt - Nuazi

*Uwaga, mogą się pojawić brutalne sceny.*

Nie byłam w stanie opanować głodu, ani tego co robię. Było szczególnie źle, bo już drugi raz ugryzłam Kuriego. To dla niego może się skończyć śmiercią, jak tak dalej pójdzie. Jednak mój umysł nie dawał za wygraną, wampir brał powoli górę nad moim ciałem, całkowicie scalając się z moim umysłem. Sama powoli zaczęłam tracić świadomość, wolność umysłu. Nie mogę, mogę, kogo to obchodzi? Przecież to tylko człowiek w ciele wilka. Wróg, zabójca z miotu tych którzy mnie tacy uczynili. Skończ to, zabij. Zabij go...
Zaczęłam się miotać, starając uwolnić się od własnych myśli. Nie mogłam zabić wilka, to nie było w moim stylu. Może sobie być moim największym wrogiem, ale dopóki pozostanie wilkiem to go nie tknę. Więc co mam zrobić? Jak zaspokoić głód, który w końcu weźmie nade mną górę? Myśl idiotko, myśl... Zaczęłam biegać w kółko, co wyglądało jakbym żałośnie goniła swój ogon. W sumie jak wyglądało tak było. Goniłam żałośnie swój ogon jak ostatni pies! Kurde jego mać... Ostatecznie wywróciłam się o swoje własne łapy i zaciągnęłam Kuriego w krzaki, mając nadzieje że to cokolwiek da. Dało tyle co zabicie jednej muchy kiedy wokoło latają setki. Niby jakaś korzyść, ale nadal reszta jest nie do zniesienia. Klapnęłam i ułożyłam głowę między łapy, nerwowo zerkając w tamtą stronę i warcząc od czasu do czasu. Czasem też się podnosiłam aby walnąć się łapą i znów się położyć. Czekałam na jakieś zbawienie, albo chociaż lekarstwo na głód... Wilk, potrzebuje wilka! Zamiast upragnionego widoku otrzymałam ruszające się krzaki i przeciągły dziwny dźwięk. Obudził się...
- Nie wychodź! - poleciłam mu przyciskając nos do ziemi na zapach krwi który przybrał na sile.
- Co się stało? - wyłonił łeb z krzaków na co walnęłam go łapą - To boli! - wrzasnął.
- Chcesz umrzeć czy żeby bolało?
- Jasne, że to drugie...
- No to siedź w krzakach. - oburzenie w mym głosie dało się wyczuć jak nutkę mięty w herbacie ziołowej.
- Tak więc jaki masz plan? - spytał zaciekawiony, jakby nic spytał się o plan...
- Nie zjeść cię i żebyś na sygnał uciekał, a co?
- To nie brzmi za dobrze...
- Inaczej zginiesz, głodzę się tutaj już dobrze parę godzin... Słyszałam dużo o "nowonarodzonych" wampirach, a dokładniej czytałam w księgach. Wiem, że żyją gdzieś po ludzkiej stronie tej planety. Zostaje się nim poprzez odpowiedni rytuał zakończony ugryzieniem. Wtedy potrzeba dużo krwi, aby pierwszy posiłek takiego wampira był do syta. Później już może jeść nawet raz w miesiącu przy odpowiedniej diecie, ale zawsze po przebudzeniu potrzebuje bardzo dużo krwi...
- Wiesz sporo jak na wilka... - Kuri wychylił łeb i rozejrzał się nerwowo, ktoś nadchodził...
- To dlatego, że lubuje się w starych książkach i ogólnie uwielbiam stare pismo... Tam jest tyle fascynujących rzeczy! Na przykład artefakty, albo magiczne przedmioty zostawiane przez magów czy też... - Zamarłam, zobaczyłam przed sobą wilczycę, która jak gdyby nic zbliżyła się do drzewa niedaleko nas. Jej spokojne bicie serca nie dawało mi spokoju, było zbyt rytmiczne, zbyt kuszące aby się oprzeć, zbyt dorodne...
- Nuazi? - wyszeptał Kuri, jednak nic nie mogło mnie już powstrzymać, było za późno. Oczy zaszły mi czerwienią, pazury wbiły w ziemie, skrzydła gotowe do lotu. Wyskoczyłam w jej stronę, nieświadoma niczego wilczyca leżała bezpiecznie pod drzewem. Słyszałam jeszcze jak basior wrzeszczy "Uciekaj", jednak to nic nie dało. W momencie gdy podniosła głowę wbiłam się jej pazurami w czaszkę, dzięki czemu się obróciłam aby być tuż nad nią. Przejechałam z jej głowy na plecy, wzdłuż kręgosłupa aż do ogona, który odcięłam. Następnie wbiłam się kłami w jej szyje, zachłannie wysysając jej krew. Upajałam się tą chwilą ukojenia, koszmarny głód ustępował a mnie podniecało uczucie ciepła jakie wydzielała. Jej krew była pyszna, ale to ciepłe ciało z którego uchodziło życie... Było wręcz rodzajem rajskiego uniesienia, ciepło wydzielane przez krew. Skończywszy pić, zaczęłam zlizywać resztki z jej rany, jeszcze świeża chociaż już trochę zakrzepnięta. Po tym wbiłam się w jej mięso i oderwałam kawałek zjadając od razu na surowo. Jednak ktoś nadbiegał z lasu, kolejny posiłek, kolejne niewinne stworzonko... Wskoczyłam na drzewo i wtedy wybiegł basior, który jak tylko ujrzał wilczycę podbiegł do niej. Idiota. Zeskoczyłam na niego i bez zbędnej zabawy zanurzyłam kły w jego szyi. Szarpał się przez chwile, dosłownie chwilę, później już nie miał siły aż ostatecznie znieruchomiał. Kończąc posiłek wyrwałam mu kawałek szyi również go zjadając. Trochę za bardzo słonawe, ale da się przeżyć. Związałam te dwójkę tylnymi łapami, sznurek złapałam i wzniosłam się by odpowiednio ich przyrządzić, aby zachować zapasy na później.
***
Jakiś czas później wróciłam pod drzewo aby jakoś zamaskować ślady zbrodni. Maskowanie krwi było czymś dziecinnie łatwym, jednak szmery z pobliskich krzaków nie wróżyły nic dobrego. Podbiegłam tam i zaczęłam węszyć.
- Nuazi? - Szept rozległ się za mną na co natychmiast zareagowałam, przygniatając wilka do ziemi. Dopiero po chwili zorientowałam się kto to jest. Wtedy zorientowałam się co właściwie zrobiłam... Zamordowałam dwa wilki z watahy, zamordowałam naszych towarzyszy... Ja jestem potworem, kanibalem, jestem... - Już w porządku, nic ci nie jest?
- Widziałeś to wszystko, prawda? - Kompletnie zignorowałam jego pytanie i spojrzałam mu w oczy, odsuwając się o krok. Zdałam sobie sprawę, że już nie musze nikogo zabijać. Pożywiłam się nimi do syta i teraz wystarczą mi regularne posiłki co dwa, trzy dni. No... Teoretycznie na ich mięsie też trochę mogę przetrwać, jednak na samą myśl robiło mi się niedobrze.
- To nie ważne, wiesz...
- Widziałeś to wszystko, prawda? - Przerwałam mu i powtórzyłam melancholijnie pytanie. Kuri pokiwał potwierdzająco głową. Czyli co teraz zamierza zrobić?

<Kurinalu?>

Mey i Spero nie żyją.

czwartek, 1 listopada 2018

Najpiękniejszy dzień w życiu - Suzan

Po opowiedzeniu historii przez Hirokiego, oglądaliśmy zachód słońca. Okrążyły nas motyle i Hiroki... mnie pocałował. Szliśmy razem, tuląc się. Odwróciłam łepek i miałam cały pyszczek cały czerwony w rumieńcach.
- Coś się stało? - zapytał.
Odwróciłam się i nadal nie mogłam się uspokoić, to było silniejsze ode mnie. Matko ja się zakochałam! Byłam tak szczęśliwa, że odwróciłam głowę i wtuliłam się w go.
- J-ja się chyba z-zakochał-łam. - wydukałam jakoś. - Nigdy nie czułam się lepiej! Dziękuję. - w końcu się od niego odkleiłam.
- H-heh. - też się lekko zarumienił i chyba nie wiedział co powiedzieć.
- Zauważyłam, że kwiaty są... żywe. O matko ja nie wiem, co mam... em, powiedzieć. T-to takie, no wiesz, ja nie umiem do końca... - zaczęłam bełkotać i trochę mi się zrobiło głupio. On tylko lekko się zaśmiał i wróciliśmy do jaskini z maluchami. Były jakoś mocno aktywne.
- Hiroki możesz się zająć tamtymi w rogu? Nie upilnuję wszystkich, a tak biegają.
- Jasne. Gdzie ich zaprowadzić?
- Tam są łóżeczka. - wskazałam łapą na drugi koniec jaskini.
- Chodźcie dzieciaki. - podbiegł do nich, a ja zagarnęłam resztę.
Szczeniaki poszły spać, a my rozstaliśmy się kolejnym pocałunkiem. Jakie to romantyczne... Po dłuższej chwili poszłam spać z uśmiechem na pyszczku.

Złość i płacz - Oriabi

- Już powinno być okej, tylko musisz uważać na tą łapę. - powiedziała Yui, po zabandażowaniu mojej łapy.
- Dzięki wielkie... - wstałam i lekko się zachwiałam.
- Uważaj - Firiel stanął tuż koło mnie.
- Tia powinnam uważać wcześniej. - spuściłam głowę.
- Czemu wskoczyłaś między nas? - zapytał zmartwiony Firiel.
- A czemu miałabym patrzeć jak rozrywacie się na strzępy i nic nie zrobić? - zadałam pytanie.
- To pa Yui. - pożegnał się i westchnął.
- Pa. - odparłam równocześnie z Yui, wychodząc kulejącym chodem. - N-no co?
- Nie powinnaś tam wskakiwać. A co jak nie będziesz w ogóle chodzić?
- Nie wiem okej! Ale wiem jedno, jak go spotkam to dam mu tak z liścia, że rąbnie o najbliższe drzewo! - podniosłam głos i dalej płakałam.
- Spokojnie... już ja się nim zajmę. - burknął.
- Przytulisz mnie? - spojrzałam na niego.
- Oczywiście. - zatrzymaliśmy się i dostałam przytulasa od basiora. Wtuliłam się w niego i wypłakałam. Potem odprowadził mnie i poszłam dalej płakać w mojej jaskini, aż w końcu poszłam spać, bo łzy mi się skończyły.

Pzyjaciółka - Star

- Halo! Jest tu ktoś? - wołałam.
Byłam w jakimś dziwnym i ciemnym lesie. Był to ten sam las, w którym znalazła mnie Insane. Nie wiedziałam czemu tam byłam.
- Ciekawe ile już tu jestem.... - powiedziałam sama do siebie.
Nagle przede mną pojawiła się czarna wilczyca, która (prawdopodobnie) wyrosła z ziemi. Wystraszona odskoczyłam do tyłu. Nagle mnie oświeciło.... Było ta Aisa!
- Star, jak miło cię znów widzieć - odpowiedziała.
Wzruszona nie wiedziałam co powiedzieć. Była jedną z osób, z którymi przyjaźniłam się od bardzo dawna.
- Aisa. T-to ty? Nie... nie wierzę - przytuliłam się do niej.
- To uwierz - zaśmiała się. - Podobno nie dzieje się dobrze.
Puściłam ją z przyjacielskiego uścisku i spojrzałam na nią z powagą.
- Tak. Demony atakują. Jest jeszcze jakiś czarodziej o imieniu Akstro, który nimi dowodzi. A tak w ogóle... Co tutaj robisz? I gdzie ja jestem?
- Usiądź to ci opowiem... Może to trochę potrwać.