Nie byłam w stanie opanować głodu, ani tego co robię. Było szczególnie źle, bo już drugi raz ugryzłam Kuriego. To dla niego może się skończyć śmiercią, jak tak dalej pójdzie. Jednak mój umysł nie dawał za wygraną, wampir brał powoli górę nad moim ciałem, całkowicie scalając się z moim umysłem. Sama powoli zaczęłam tracić świadomość, wolność umysłu. Nie mogę, mogę, kogo to obchodzi? Przecież to tylko człowiek w ciele wilka. Wróg, zabójca z miotu tych którzy mnie tacy uczynili. Skończ to, zabij. Zabij go...
Zaczęłam się miotać, starając uwolnić się od własnych myśli. Nie mogłam zabić wilka, to nie było w moim stylu. Może sobie być moim największym wrogiem, ale dopóki pozostanie wilkiem to go nie tknę. Więc co mam zrobić? Jak zaspokoić głód, który w końcu weźmie nade mną górę? Myśl idiotko, myśl... Zaczęłam biegać w kółko, co wyglądało jakbym żałośnie goniła swój ogon. W sumie jak wyglądało tak było. Goniłam żałośnie swój ogon jak ostatni pies! Kurde jego mać... Ostatecznie wywróciłam się o swoje własne łapy i zaciągnęłam Kuriego w krzaki, mając nadzieje że to cokolwiek da. Dało tyle co zabicie jednej muchy kiedy wokoło latają setki. Niby jakaś korzyść, ale nadal reszta jest nie do zniesienia. Klapnęłam i ułożyłam głowę między łapy, nerwowo zerkając w tamtą stronę i warcząc od czasu do czasu. Czasem też się podnosiłam aby walnąć się łapą i znów się położyć. Czekałam na jakieś zbawienie, albo chociaż lekarstwo na głód... Wilk, potrzebuje wilka! Zamiast upragnionego widoku otrzymałam ruszające się krzaki i przeciągły dziwny dźwięk. Obudził się...
- Nie wychodź! - poleciłam mu przyciskając nos do ziemi na zapach krwi który przybrał na sile.
- Co się stało? - wyłonił łeb z krzaków na co walnęłam go łapą - To boli! - wrzasnął.
- Chcesz umrzeć czy żeby bolało?
- Jasne, że to drugie...
- No to siedź w krzakach. - oburzenie w mym głosie dało się wyczuć jak nutkę mięty w herbacie ziołowej.
- Tak więc jaki masz plan? - spytał zaciekawiony, jakby nic spytał się o plan...
- Nie zjeść cię i żebyś na sygnał uciekał, a co?
- To nie brzmi za dobrze...
- Inaczej zginiesz, głodzę się tutaj już dobrze parę godzin... Słyszałam dużo o "nowonarodzonych" wampirach, a dokładniej czytałam w księgach. Wiem, że żyją gdzieś po ludzkiej stronie tej planety. Zostaje się nim poprzez odpowiedni rytuał zakończony ugryzieniem. Wtedy potrzeba dużo krwi, aby pierwszy posiłek takiego wampira był do syta. Później już może jeść nawet raz w miesiącu przy odpowiedniej diecie, ale zawsze po przebudzeniu potrzebuje bardzo dużo krwi...
- Wiesz sporo jak na wilka... - Kuri wychylił łeb i rozejrzał się nerwowo, ktoś nadchodził...
- To dlatego, że lubuje się w starych książkach i ogólnie uwielbiam stare pismo... Tam jest tyle fascynujących rzeczy! Na przykład artefakty, albo magiczne przedmioty zostawiane przez magów czy też... - Zamarłam, zobaczyłam przed sobą wilczycę, która jak gdyby nic zbliżyła się do drzewa niedaleko nas. Jej spokojne bicie serca nie dawało mi spokoju, było zbyt rytmiczne, zbyt kuszące aby się oprzeć, zbyt dorodne...
- Nuazi? - wyszeptał Kuri, jednak nic nie mogło mnie już powstrzymać, było za późno. Oczy zaszły mi czerwienią, pazury wbiły w ziemie, skrzydła gotowe do lotu. Wyskoczyłam w jej stronę, nieświadoma niczego wilczyca leżała bezpiecznie pod drzewem. Słyszałam jeszcze jak basior wrzeszczy "Uciekaj", jednak to nic nie dało. W momencie gdy podniosła głowę wbiłam się jej pazurami w czaszkę, dzięki czemu się obróciłam aby być tuż nad nią. Przejechałam z jej głowy na plecy, wzdłuż kręgosłupa aż do ogona, który odcięłam. Następnie wbiłam się kłami w jej szyje, zachłannie wysysając jej krew. Upajałam się tą chwilą ukojenia, koszmarny głód ustępował a mnie podniecało uczucie ciepła jakie wydzielała. Jej krew była pyszna, ale to ciepłe ciało z którego uchodziło życie... Było wręcz rodzajem rajskiego uniesienia, ciepło wydzielane przez krew. Skończywszy pić, zaczęłam zlizywać resztki z jej rany, jeszcze świeża chociaż już trochę zakrzepnięta. Po tym wbiłam się w jej mięso i oderwałam kawałek zjadając od razu na surowo. Jednak ktoś nadbiegał z lasu, kolejny posiłek, kolejne niewinne stworzonko... Wskoczyłam na drzewo i wtedy wybiegł basior, który jak tylko ujrzał wilczycę podbiegł do niej. Idiota. Zeskoczyłam na niego i bez zbędnej zabawy zanurzyłam kły w jego szyi. Szarpał się przez chwile, dosłownie chwilę, później już nie miał siły aż ostatecznie znieruchomiał. Kończąc posiłek wyrwałam mu kawałek szyi również go zjadając. Trochę za bardzo słonawe, ale da się przeżyć. Związałam te dwójkę tylnymi łapami, sznurek złapałam i wzniosłam się by odpowiednio ich przyrządzić, aby zachować zapasy na później.
***
Jakiś czas później wróciłam pod drzewo aby jakoś zamaskować ślady zbrodni. Maskowanie krwi było czymś dziecinnie łatwym, jednak szmery z pobliskich krzaków nie wróżyły nic dobrego. Podbiegłam tam i zaczęłam węszyć.
- Nuazi? - Szept rozległ się za mną na co natychmiast zareagowałam, przygniatając wilka do ziemi. Dopiero po chwili zorientowałam się kto to jest. Wtedy zorientowałam się co właściwie zrobiłam... Zamordowałam dwa wilki z watahy, zamordowałam naszych towarzyszy... Ja jestem potworem, kanibalem, jestem... - Już w porządku, nic ci nie jest?
- Widziałeś to wszystko, prawda? - Kompletnie zignorowałam jego pytanie i spojrzałam mu w oczy, odsuwając się o krok. Zdałam sobie sprawę, że już nie musze nikogo zabijać. Pożywiłam się nimi do syta i teraz wystarczą mi regularne posiłki co dwa, trzy dni. No... Teoretycznie na ich mięsie też trochę mogę przetrwać, jednak na samą myśl robiło mi się niedobrze.
- To nie ważne, wiesz...
- Widziałeś to wszystko, prawda? - Przerwałam mu i powtórzyłam melancholijnie pytanie. Kuri pokiwał potwierdzająco głową. Czyli co teraz zamierza zrobić?
<Kurinalu?>
Mey i Spero nie żyją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz