Pięknego poranka, szalałam z bratem w jaskini. Bawiliśmy się, kompletnie zapominając o wydarzeniach sprzed tygodnia...
Tydzień temu, zmarła nasza przybrana mamusia, która się nami opiekowała od małego. Przed śmiercią, prowadziła nas po tym lesie. W zupełnie nam obcym terenie. Ledwie za nią nadążaliśmy... Mama, cały czas powtarzała, że to wycieczka, którego celem było, znalezienie innych wilków. A dokładniej watahy, która nas przygarnie. Czułam, że coś się święci, zaś Thunderbolt, nie kumał nic z moich przeczuć. Cóż, bracia są typowo nie ogarnięci.
Gdy straciliśmy naszą przybraną mamusię, płakaliśmy wyjąc. Nie można było ukryć tego, że żałosne to było wycie. Wtedy nas, jakaś wilczyca usłyszała. I po jakimś czasie, znalazła nas, wyjących przy ciele mamy. Początkowo się baliśmy jej. Gdy jednak, nie czułam w niej zagrożenia, zdecydowałam się pójść z nią. Brat nie miał wyboru. Ufał mojej intuicji, mimo że ich nie ogarniał.
Oboje ruszyliśmy za wilczycą. Przedtem oczywiście, pogrzebaliśmy naszą przybraną mamusię. Nie minęło dużo czasu, gdy trafiliśmy do watahy, do którego należała owa wilczyca. Alfa, szybko nas przyjął do watahy. Tak też, staliśmy się najmłodszymi członkami w watasze...
Cóż. Zostawmy tą przeszłość za sobą.
Bawiłam się z bratem w berka, gdy nagle usłyszeliśmy hałas.
- Słyszałeś to? - spytałam brata, kątem oka, spoglądając w kierunku źródła hałasu.
- Tak... - odparł Thunderbolt.
- Pójdę to sprawdzić - otrzepałam się.
- Zwariowałaś Kometa? Jeszcze będziesz miała kłopoty... - mruknął zmartwiony.
- I kto to mówi? Nie martw się. Nic mi nie będzie. Poza tym, może ktoś, potrzebuje teraz pomocy - odparłam, uspokajając brata.
Po krótkiej chwili, ruszyłam w stronę źródła hałasu. Dużo czasu nie minęło, gdy trafiłam na miejsce.
- "O rany..." - pomyślałam, rozglądając się dookoła siebie.
Wszędzie leżał, niebieskawy pył, a przy jakimś naczyniu, leżała wilczyca. Podbiegłam do niej.
- Hej... Wszystko dobrze? - spytałam się wadery.
Na szczęście, nic się jej złego nie stało. Sama z resztą zapewniła, że jest w porządku. Dodatkowo, przedstawiła się , jednocześnie, zajmując się kwiatami.
- Miło mi. Ja jestem Kometa... Jestem tu nową członkinią watahy... - wymruczałam nieśmiało.
Gdy spytała, w czym pomóc...
- W zasadzie, to niczym... W czasie zabawy, usłyszeliśmy hałas z dochodzący stąd, więc z ciekawości, chciałam zobaczyć, co to takiego było, no i czy ktoś, nie potrzebowałby pomocy. A tak w ogóle, to... Co tu porabiasz? - spytałam z ciekawości.
<Oriabi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz