Po opowiedzeniu historii przez Hirokiego, oglądaliśmy zachód słońca. Okrążyły nas motyle i Hiroki... mnie pocałował. Szliśmy razem, tuląc się. Odwróciłam łepek i miałam cały pyszczek cały czerwony w rumieńcach.
- Coś się stało? - zapytał.
Odwróciłam się i nadal nie mogłam się uspokoić, to było silniejsze ode mnie. Matko ja się zakochałam! Byłam tak szczęśliwa, że odwróciłam głowę i wtuliłam się w go.
- J-ja się chyba z-zakochał-łam. - wydukałam jakoś. - Nigdy nie czułam się lepiej! Dziękuję. - w końcu się od niego odkleiłam.
- H-heh. - też się lekko zarumienił i chyba nie wiedział co powiedzieć.
- Zauważyłam, że kwiaty są... żywe. O matko ja nie wiem, co mam... em, powiedzieć. T-to takie, no wiesz, ja nie umiem do końca... - zaczęłam bełkotać i trochę mi się zrobiło głupio. On tylko lekko się zaśmiał i wróciliśmy do jaskini z maluchami. Były jakoś mocno aktywne.
- Hiroki możesz się zająć tamtymi w rogu? Nie upilnuję wszystkich, a tak biegają.
- Jasne. Gdzie ich zaprowadzić?
- Tam są łóżeczka. - wskazałam łapą na drugi koniec jaskini.
- Chodźcie dzieciaki. - podbiegł do nich, a ja zagarnęłam resztę.
Szczeniaki poszły spać, a my rozstaliśmy się kolejnym pocałunkiem. Jakie to romantyczne... Po dłuższej chwili poszłam spać z uśmiechem na pyszczku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz