- Oriabi, czas to skończyć wracamy do domu. - powiedziałem to i spojrzałem ostatni raz przed siebie, by upewnić się, że nic już nie widzę w oddali.
Kraina tygrysów jest duża, a tygrysów jest coraz mniej i potrafią się coraz lepiej ukrywać, już jej nie znajdziemy.
- Jesteś pewien? - spytała wilczyca.
- Tak, wracamy.
Zawróciliśmy i rozglądając się dokładnie dookoła po raz ostatni nie znaleźliśmy nic ciekawego. Na drodze do domu mieliśmy jeszcze kawałek lasu, nie chcieliśmy znów go okrążać. Weszliśmy ścieżką między dużymi dębami. W tym miejscu było dużo zwierzyny co wydało nam się dziwne. Ale i tak postanowiliśmy wracać do domu. Wśród jasnozielonych drzew i krzewów, było wiele ciemniejszych pnączy, które kwitły pięknymi białymi i różowymi kwiatami. Rośliny były bardzo delikatne, a zwierzęta nie bały się i nie uciekały. Nie byliśmy głodni i nie chcieliśmy psuć ich harmonii istnienia, więc przeszliśmy szybko przez skrawek lasu. Dotarliśmy po chwili do granic watahy. Wilczyca odprowadziła mnie do jaskini.
- Co tu się stało!
Moje rzeczy były porozrzucane i poszarpane. Na środku leżał kawałek pomarańczowej sierści i mały naszyjnik, który dałem Toffi. Na polanie przed jaskinią były dziwne ślady, a drzewa dookoła były połamane. Szliśmy za połamanymi drzewami, aż doszliśmy do... wejścia, do tak zwanej kopalni Halucynek. Jeszcze nigdy tu nie byłem.
<Oriabi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz