Ja na smyczy? Jeszcze czego! Ciekawe gdzie ten głupek znajdzie smycz w środku lasu. Zaczyna się robić ciemno a demony czają się pomiędzy drzewami gotowe do ataku. Miałem jakieś dziwne wrażenie, że jeden z nich jest zaraz za mną. Zacząłem uciekać. Chłopaki coś krzyczeli ale ich nie słuchałem. W końcu gdy zwolniłem chyba dotarłem do celu. Zobaczyłem duży głaz, z którego wyrastały chyba wszystkie rodzaje krzaków i ziół.
- Więc od czego zacząć? - Powiedziałem cicho.
- Cuz! nie dotykaj niczego! - usłyszałem głos Twistera.
- Niby czemu? Nie jesteś moim ojcem, żeby mi rozkazywać! - Krzyknąłem wspinając się na głaz. Jednak z drugiej strony zaszedł mnie Forest i wepchał mi jakieś zioło do pyska. Smakowało okropnie! Chciałem to wypluć ale Forest wepchną to tak głęboko, że jedyną opcją było połknięcie. Chwile później Twister założył mi smycz zrobioną z jakieś liany. Zrobiło mi się głupio i wolałem to przemilczeć.
- No dobra, to teraz do domu.
- Tylko tym razem nie pomyl drogi. - powiedział Twister żartobliwie. Aż dziwne, że taka spięta atmosfera zmieniła się na pozytywną w takim krótkim czasie. Dotarliśmy do watahy bez większych problemów. Zdaje mi się, że wyzdrowiałem, ale nadal czuje niesmak po tym ziole. Nie chce już nigdy przeżyć niczego podobnego a zwłaszcza z Twisterem czy Forestem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz