Po tym co dzisiaj zobaczyłam, nasuwa mi się tylko jedno słowo na usta - chamy. Dlaczego? Jak mogli mnie nie zawiadomić że zaczęli bawi się z Tersalem! Oni się nawet nie bawili, tylko go chcieli zabić! Na końcu zaczęli uciekać, o tak, zwalcie wszystko na biedną Insane! Jak tylko straciłam ich z oczu zwinnie zeskoczyłam z drzewa i podeszłam do konika.
- Nic Ci nie zrobię - wyciągnęłam łapę, niepewnie się zbliżył i dał się pogłaskać po pyszczku, biedny... - Chodź, zabiorę Cię do kogoś, kto będzie wiedział co z Tobą zrobić. - powiedziawszy to wsiadłam na jego grzbiet i nakazałam lecieć. Posłuchał i zaraz potem wzbił się w powietrze, pod nami ciągnął się las, całkowicie magiczny i piękny las. Już po chwili znaleźliśmy się przy jaskini watahy.
- Ukryj się. - poleciłam mu i przemknęłam się do komnaty Asser i popatrzyłam na pozorne legowisko pod półką skalną, bardzo nisko, jednak wystarczająco bym się zmieściła.
- To dla Ciebie. - oznajmiła nie odwracając nawet oczu w moją stronę. Ech, nie lubię jej tak do końca, uważam że to Nuazi powinna być co najmniej alfą, dlaczego to demon musi nami dyrygować? Dlaczego potwór ma nas uczyć jak przetrwać?
- Nie musiałaś - odparłam obojętnie i chciałam zajrzeć do jej księgi ale zamarłam w połowie drogi. - - Co mi zrobiłaś?! - krzyknęłam licząc że ktoś mnie usłyszy, niestety zobaczyłam tylko jej drwiący uśmiech.
- Nie zagląda się do cudzych rzeczy, co chcesz? - odwróciła się tyłem i raczyła mnie obdarzyć tym okropnym widokiem jej ogona, usiadła i zaczęła przypatrywać się watasze. - Skoro tak bardzo nie chcesz powiedzieć to nadal uciekaj w nocy przed demonami - odparła sucho, ugh jak ja jej nienawidzę.
- Musisz coś zobaczyć, jest niedaleko watahy... - odparłam płaczliwym głosem, chciałam tutaj być i spokojnie spać...
- Więc chodźmy. - przeniosła nas na otwartą przestrzeń tuż obok jaskini.
- Tersal! - zawołałam i z krzaków pojawił się koń bólu.
- Interesujące... - dokładnie mu się przyjrzała i lekko uniosła wargi w złowrogim uśmiechu. - Dowiesz się ile jeszcze ich jest i które to są. - oznajmiła chcąc odejść.
- Ej! Nie zrobię tego jak nie mogę się ruszyć! - krzyknęłam
- A tak przepraszam - zamyśliła się - Koń jest Twój. - dodała.
- Dzięki - prychnęłam, szybko na niego wsiadłam i dałam znak by odleciał. Zobaczyłam jak jeszcze wraca tym swoim dumnym krokiem do jaskini... Parszywy i zdradziecki demon, niech ją szlag! Poleciałam nad szczyty gór, aby chwile odsapnąć od tego demona, nie jest alfą i nigdy nie będzie, cud się stanie jeżeli uznam ją alfą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz