Dzień, jak każdy, ciągłe nuudy. Siedziałem w pracy, jak to robię codziennie w godzinach porannych. Nagle podeszła do mnie Asser i kazała mi znaleźć i zebrać kosz grzybów Sangso. Chyba, każdy zna te głupie grzyby i chyba nikt ich nie zbiera. Niektóry mówią, że są niejadalne, ale one po prostu są niesmaczne. Nie myśląc zbyt wiele poszedłem do lasu. W sumie to przez chwile zastanawiałem się po co Asser te głupie grzyby, ale mi to oceniać. W końcu zabrałem kosz i ruszyłem na łowy.
- Gdzie są te głupie grzyby? - pytałem sam siebie - Ile można grzybów szukać?
Chodziłem tak po lesie już chyba dwie godziny. Nagle usłyszałem jakiś chichot i tupot łap. Spojrzałem za drzewo i... znalazłem.
Małe słodkie, dziwne i jakieś psychiczne grzybki zebrane w koło, wyglądały jakby przywoływały szatana. To było dziwne. Postawiłem głęboki kosz, na ziemie i wrzuciłem tam jednego grzyba. Za nim do kosza weszły wszystkie.
Chwyciłem kosz i pobiegłem do watahy.
- Asser! Asser! - krzyczałem na całą watahę
Dobiegłem do jej komnaty w wszedłem do środka.
- Mam te grzyby!
- Ile można czekać, pół dnia Cię nie było! - powiedziała zirytowana.
- Wiem ale miałem lekki kłopot ze znalezieniem ich.
- To nie powód by marnować 12 godzin. - przewróciła oczyma.
- Tylko tyle?! Wow nowy rekord! - powiedziałem ucieszony.
- Gdzie te grzyby? - spytała zdziwiona
- A tam są.
- Gdzie?
Nawet nie zauważyłem, kiedy grzyby wyszły z koszyka. Po całej jaskini biegały mini-sarenki. I oczywiście JA musiałem je łapać, jakby było mało, że to przez Asser a nie przez mnie one wyszły z koszyka. Przecież to ona mnie zagadała! No, ale w końcu je złapałem. Asser zabrała je i odeszła bez słowa. Po co jej były te grzyby? Tego nikt nie wie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz