Błądziliśmy po korytarzach jaskini, którą dobrze znałem. Ale bałem się coś powiedzieć. Nie znałem ich, czułem się zdezorientowany. Brakowało mi rodziny i ciągle się o nią martwiłem. W końcu nie wytrzymałem. Uciekłem w stronę jedynego wyjścia.
- Tam! - Usłyszałem głos jednej z wilczyc. Przyspieszyłem kroku. Jaskinia ciągnęła się dłużej niż pamiętałem. Po dziesięciu minutach ucieczki dotarłem do wyjścia i od razu padłem ze zmęczenia. Zaraz za mną wybiegły również zmęczone wadery.
- Patrz zaprowadził nas do wyjścia! - Powiedziała Motso. Oriabi nie miała siły odpowiedzieć, tylko położyła się obok mnie i popatrzyła na mnie jakby mówiąc "dziękuję". Rozejrzałem się lepiej i stwierdziłem, że nie znam tego miejsca. Były tu zupełnie inne rośliny i zwierzęta.
~Czy ja na pewno jestem w tym samym miejscu? - Pomyślałem.
- Cuz, jak znalazłeś się w tej jaskini? - Zapytała Motso.
- Godzinę temu byłem tam z moim bratem, ale teraz go tam nie ma. - Odpowiedziałem.
- Czy masz gdzieś watahę? - Zapytała troskliwie Oriabi.
- Powinna być tutaj. - Zrobiłem się trochę smutny.
- Może ich poszukamy! - Motso próbowała mnie pocieszyć.
- Powinni walczyć z drugą watahą. - Powiedziałem patrząc w jaskinie. Nastała chwilowa cisza. Motso i Oriabi rozmawiały ze sobą szeptem, myśląc że nic nie słyszę.
- Hej! Nic straconego! Zawsze możesz dołączyć co watahy, w której my jesteśmy. Powinna być nie daleko. Wszyscy tam są dla siebie mili.. - Motso dalej opowiadała jak bardzo dobrze jest w tej watasze jednak trochę się wyłączyłem. - To co, idziesz z nami?. - W końcu przestała gadać.
- Okej... - Powiedziałem niepewnie. Wadery zaprowadziły mnie do alfy. Opowiedziały jej sytuację i zostałem przyjęty do tej watahy. Później trochę poszukały jakiejś Suzan i zostawiły mnie u niej.
- Cześć! Jestem Suzan opiekunka szczeniąt a ty? - Powiedziała przyjaźnie.
- Cuz - Odpowiedziałem cicho.
- Ładne imię. - Odpowiedziała. Zapoznałem się z resztą szczeniąt w tej watasze i poszedłem spać próbując ogarnąć moje myśli.
- Tam! - Usłyszałem głos jednej z wilczyc. Przyspieszyłem kroku. Jaskinia ciągnęła się dłużej niż pamiętałem. Po dziesięciu minutach ucieczki dotarłem do wyjścia i od razu padłem ze zmęczenia. Zaraz za mną wybiegły również zmęczone wadery.
- Patrz zaprowadził nas do wyjścia! - Powiedziała Motso. Oriabi nie miała siły odpowiedzieć, tylko położyła się obok mnie i popatrzyła na mnie jakby mówiąc "dziękuję". Rozejrzałem się lepiej i stwierdziłem, że nie znam tego miejsca. Były tu zupełnie inne rośliny i zwierzęta.
~Czy ja na pewno jestem w tym samym miejscu? - Pomyślałem.
- Cuz, jak znalazłeś się w tej jaskini? - Zapytała Motso.
- Godzinę temu byłem tam z moim bratem, ale teraz go tam nie ma. - Odpowiedziałem.
- Czy masz gdzieś watahę? - Zapytała troskliwie Oriabi.
- Powinna być tutaj. - Zrobiłem się trochę smutny.
- Może ich poszukamy! - Motso próbowała mnie pocieszyć.
- Powinni walczyć z drugą watahą. - Powiedziałem patrząc w jaskinie. Nastała chwilowa cisza. Motso i Oriabi rozmawiały ze sobą szeptem, myśląc że nic nie słyszę.
- Hej! Nic straconego! Zawsze możesz dołączyć co watahy, w której my jesteśmy. Powinna być nie daleko. Wszyscy tam są dla siebie mili.. - Motso dalej opowiadała jak bardzo dobrze jest w tej watasze jednak trochę się wyłączyłem. - To co, idziesz z nami?. - W końcu przestała gadać.
- Okej... - Powiedziałem niepewnie. Wadery zaprowadziły mnie do alfy. Opowiedziały jej sytuację i zostałem przyjęty do tej watahy. Później trochę poszukały jakiejś Suzan i zostawiły mnie u niej.
- Cześć! Jestem Suzan opiekunka szczeniąt a ty? - Powiedziała przyjaźnie.
- Cuz - Odpowiedziałem cicho.
- Ładne imię. - Odpowiedziała. Zapoznałem się z resztą szczeniąt w tej watasze i poszedłem spać próbując ogarnąć moje myśli.
A tak wygląda jaskinia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz