Było ciemno, niekomfortowo i strasznie. Motso puściła mój ogon, więc czym prędzej rzuciłem się w ucieczkę. Wilczyca była szybka, zbyt szybka. Złapała mnie mocno za kark zaraz po tym jak wybiegłem z jaskini. Zza drzewa wyłoniła się jakaś sylwetka.
-Pamiętasz naszą umowę Hope? Tylko wilki z podstawowym żywiołem. Czy lód to podstawowy żywioł? - Powiedział tajemniczy wilk z wnerwionym głosem.
-N-nie panie... - Powiedziała Motso.
~Zaraz... to nie Motso, ten ktoś chyba nazwał ją Hope - Pomyślałem. Wadera puściła mnie, po czym szybko uciekłem. Oni tam jeszcze o czymś gadali, ale nie chciałem nawet tego słuchać.
-Cuz! gdzie jesteś?! - Suzan najwyraźniej usłyszała moje wcześniejsze krzyki.
-Tutaj! - Krzycząc potknąłem się o kamień. Przybiegła Suzan i mnie podniosła.
-Co się stało? Czemu krwawisz? - Najwyraźniej Hope łapiąc mnie za kark przebiła się przez skórę. Gdy Suzan niosła mnie do medyka mówiłem co mnie spotkało. Podczas czekania na Medyka w poczekalni widziałem przez chwilę sparaliżowanego wilka, straszne. Po zabandażowaniu Poszliśmy do Asassin. Powiedziałem jej to samo co Suzan.
-To straszne. - Powiedziała alfa. - Musimy się tym zająć, gdzie ostatnio ją widziałeś?
-W lesie. Przy wyjściu z takiej jaskini. Mogę Cię zaprowadzić. - Odpowiedziałem. Asassin wezwała wojowników. Jednak na miejscu nikogo już nie było. Wróciłem do jaskini wraz z Suzan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz