Przez tego dzieciaka zebrałam niezłe baty. Skąd niby miałam wiedzieć, że jego żywioł to lód? Chciałam go zapytać wcześniej ale on się jakoś domyślił moich intencji. W końcu, nie jestem sługą tego typka, mogę zabijać kogo chcę. Następne kilka godzin spędziłam na zabijaniu wszystkiego co było w pobliżu. Wyżyłam się na otoczeniu, co nie było proste bez moich mocy. Po tym obmyłam łapy z krwi w pobliskiej rzece.
- Mam ci znowu przypominać o naszej umowie? Masz zabić co najmniej cztery. Inaczej znowu utkniesz. - Powiedział do mnie telepatycznie mój "pan i władca". Poszłam w stronę gdzie poszedł wcześniej tamten kurdupel.
~Gdzie młode tam dorośli. - Pomyślałam. Udało mi się znaleźć jakąś jaskinie, pewnie tam jest siedziba watahy. Na wejściu można było zobaczyć kilka zranionych wilków czekających na medyka.
-To ona! - Krzykną szczeniak wychodzący z jakiejś komnaty, szkoda że go oszczędziłam. Jakaś wadera stanęła w obronie tego dzieciaka. Zaczęła się panika, chyba każdy już o mnie wiedział. Wilki uciekały w głębszą część jaskiń, a kilka zostało i zaczęło atakować. Wyparły mnie z jaskini, nawet jeszcze daleko w las. Nie miałam szans. Musiałam uciekać. Najwyraźniej gdy byłam już poza terenem watahy dwa wilki stanęły, jednak jeden dalej mnie gonił. Potknęłam się. Słyszałam jak wilk do mnie podbiegał.
~Już po mnie... - Pomyślałam.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz