piątek, 20 kwietnia 2018

Spotkanie z alfą (Hope cz.3) - Hope

Stałam sparaliżowana strachem gdy wadera mówiła co zemną może zrobić. Jednak nie skupiłam się na jej słowach.
- A co jeśli jej coś zrobi? - Ledwo słyszałam głos z daleka.
- Lepiej jej poszukajmy. Później zwalą na nas, że nie dopilnowaliśmy członka watahy. - Musiały być to dwa wilki, które też mnie ścigały. Niedługo po ostatnim słowie wilczycy o jakimś wyborze, zaczęłam uciekać. Jednak szybko zostałam zatrzymana przez drzewo. Tak, zaraz po tym jak się odwróciłam wpadłam na drzewo. Wadera znowu zaczęła się śmiać. Walnęłam się tak mocno, że nawet nie zauważyłam w jaki sposób dwa wilki dobiegły, związały mnie i zaczęły nieść do alfy.
-Co ty tam z nią robiłaś? Teraz ty też musisz złożyć raport dla Asassin - Słyszałam głos podczas podróży ale nie dokładnie. W końcu gdy oprzytomniałam do końca wchodziliśmy do komnaty. Najwyraźniej należała do alfy.
-Więc to ty podszywasz się pod Motso? - Alfa skierowała swój jakże nieprzyjemny wzrok w moją stronę. Sprawiło to, że zaczęłam się jej bać bardziej od mojego władcy. Próbowałam coś powiedzieć jednak przez stres nic nie mogłam z siebie wydusić. Małą przeszkodę mógł stanowić też sznur, którym został obwiązany mój pysk.
- Rozwiążcie ją trochę i odejdźcie, później powiecie mi co się stało. - Na rozkaz alfy posłuszne wilki poluzowały mi węzły i wyszły z komnaty. Poczułam lekką ulgę lecz wzrok alfy nadal na mnie ciążył.
~ Nie będę bać się jakiegoś zwyczajnego wilka, przecież udało mi się wtrącić tamtą waderę do wiecznego snu. - Pomyślałam i niezdarnie wstałam mimo lin na moich nogach.
- Mów gdzie jest Motso. - Powiedziała stanowczo. Po tym jak zabijałam dziś tutejsze zwierzęta poczułam się pewniej i postanowiłam milczeć jak grób. Wadera podeszła do mnie i przyjrzała się mnie. Wyglądało to jakby sprawdzała czy mam identyczny wygląd do wilczycy, w której ciele byłam. Oczywiście wszystko było identyczne oprócz znaku na karku. Dzięki temu znakowi mój władca mógł wyciągnąć mnie ze snu i wygnać mnie tam z powrotem. To sprawiłoby że właściciel wróciłby do swego ciała. Swoją drogą ten właściciel chyba nazywał się Motso. Zdaje mi się, że gdy alfa sprawdzając moje futro przeraziła się na widok tego znaku. Wezwała wilki, które znów zacieśniły mi węzły i zaniosły do chatki głównego maga. Jednak podobno był zbyt zajęty. Wilki zmęczone niesieniem mnie postanowiły rozwiązać parę więzów abym mogła chodzić. Mieli zaprowadzić mnie do innego maga. Podczas drogi urwałam się zasapanym wilkom i zaczęłam uciekać. Oczywiście wilki próbowały mnie gonić, jednak nawet związany wilk jest szybszy od przemęczonego. Uciekłam jak najdalej mogłam. Położyłam się przy strumyku i sapałam ze zmęczenia. Wtem zobaczyłam cztery przystojne i młode basiory. Zaproponowały mi wspólny posiłek. Po jedzeniu zaczęła się rozmowa.
- Więc wszyscy jesteśmy braćmi i tak śmiesznie się złożyło, że mamy 4 podstawowe żywioły. Założyliśmy watahę. Coś nie wypaliło no i stwierdziliśmy, że będziemy sobie wędrować po świecie. -  Powiedział jeden z nich. Po tym ciągnęła się jeszcze długa rozmowa. Zapadła noc więc poszliśmy spać. Ja nie spałam, trzymałam wartę. Gdy wszyscy już słodko spali wzięłam się do roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz