- Ruby! - patrzyłam na jego ranę pod żebrem, z oczu leciały mi łzy - Ruby! - krzyknęłam jeszcze raz. Rudzielec odwrócił głowę w moją stronę. Podbiegłam do niego i oparzyłam mu ranę, za pomocą zaklęcia.
- Miło jest mieć kogoś takiego, jak ty.. - wysapał Ruby. - Muszę iść, wiesz o tym? - jego ślepia wbiły się w ziemię, nie chciał sprawiać mi więcej bólu.
- Wiem. - Liznęłam go po policzku i trąciłam noskiem. Przymknęłam na chwile zmęczone już oczy. Ruby położył mi łapę na ramieniu.
- Musisz zająć się watahą, Asser, teraz w tobie jedyna nadzieja... - łzy płynęły mu po policzkach, wpatrywałam się w jego lśniące oczy. Nie, nie, nie! To się nie mogło tak skończyć... - Bez ciebie ta wataha upadnie, musisz znaleźć wymiar gdzie będzie życie, tak gdzie wataha przetrwa. Nasze wymiary nie są już bezpieczne. Asser... - Ucałowałam go, nie chciałam niczego więcej słuchać. Tego było już za dużo...
- Dobrze Ruby, zajmę się nimi. Znam jeden wymiar, mieszka tam mój przyjaciel, też demon, ale przyjazny. Na pewno się dogadamy. - Spojrzał na mnie błagalnym spojrzeniem, jakby chciał bym została, jakby... Jakby po prostu chciał aby się to nie wydarzyło. - Nikt tego nie chciał Rudzielcu. Wszyscy myśleli, że to się inaczej skończy...
- Dziękuje za wszystko. Ja... Ja cię cały czas kochałem i... przepraszam za ten ból który sprawiłem. - przytulił mnie bardzo mocno. - Muszę już iść, zadbaj o tych młodych.
- Oczywiście... - Oddalił się ode mnie na bezpieczną odległość. Rozstawiłam szeroko nogi i pochyliłam łeb zamykając oczy. Wokół mnie zaczął unosić się fioletowy pył, ostatni raz spojrzałam na Rudzielca. Z ruchu jego warg wyczytałam, że mówi ,,powodzenia". Pył poruszał się coraz szybciej i unosił coraz wyżej.
- Inferno - pył przybrał kolor ognistej czerwieni. Pochyliłam głowę i znowu zamknęłam oczy. Starałam powstrzymać łzy, które same chciały lecieć.
- Notrus. - Czerwony snop światła wystrzelił w powietrze i zaczął mnie unosić.
- Lupis. - Niebo przepełniło się czerwienią, a ogniste pyłki owinęły niektóre wilki, większym grupom otworzyły portale. Głos z nich nakazywał, aby weszły do środka jeżeli chcą żyć.
~To dla ciebie Ruby i innych, jeżeli ktoś przeżyje... Będzie mógł przedostać się do nas...~ Pomyślałam wypowiadając cicho jedno słowo - Nexus.
Promień wwiercił się do środka ziemi zakorzeniając portal do naszego świata. Nie przemyślałam tego, poczułam ukucie w sercu.
~Cholera! Musze to skończyć ~ skupiłam resztki sił w ostatnim słowie, tak bardzo kluczowym... Życie wielu wilków zależy teraz ode mnie...
- Veho... ero gorus meo - wyszeptałam ostatnie trzy słowa. Na raz wszystkie pyłki zniknęły wraz z wilkami, portale zamknęły się a wielki słup ognistego światła zniknął sprzed oczu Rubiego...
Obudziłam się na jakiejś skale, wokoło opadały fioletowe pyłki kwiatów. Niepewnie podniosłam łeb i ujrzałam niedaleko jakiś cień, znajomy cień. Powoli się podniosłam, ale przez ogólne osłabienie zsunęłam się ze skały. Ostatnie co pamiętam to uczucie unoszenia i ciche, wypowiedziane znajomym głosem "śpij".
*X czasu później*
- Budzi się! - usłyszałam radosny warkot i zaraz zebrał się wokół mnie tłum.
- No nareszcie, już myślałem że nam tu zejdziesz! - oznajmił jakiś wilk siadając przede mną. Bolała mnie strasznie głowa i byłam otępiała. Podniosłam się i na chwiejącym się krokiem wyszłam na świeże powietrze. - Nie uciekaj, znamy się już trochę za długo. - powiedział niezadowolony wilk i usiadł obok. Mrugnęłam parę razy i przełknęłam ślinę, przebrałam przednimi łapami i wbiłam wzrok w słońce.
- Nektar z fioletowego liścia... - wyszeptałam nawet nie kończąc bo tajemnicza postać dała znak swoim podwładnym.
- Nareszcie mówisz z sensem. - łapczywie pochłonęłam zawartość buteleczki. Spojrzałam na wilka i nie mogłam uwierzyć, że to się udało. - Zdziwiona?
- Jeszcze jak... - oddałam mu buteleczkę. Wdech i wydech, dziewczyno musisz znaleźć wilki, zawrzeć pokój, znaleźć bezpieczne miejsce... - Jestem Alphą. Wspom inos ru. - Przyłożyłam mu łapę do głowy aby przekazać to co miałam zrobić. Gdy tylko przetworzył informacje odsunął się trochę, westchnął i przecząco pokręcił głową.
- Porobiło się u was, ale nie bój się, pójdziemy do tej skały, jest wystarczająco duża abyś mogła z niej zrobić jaskinie dla watahy. Nie wszystkie demony podlegają mnie, chyba rozumiesz, że niektóre sprzeciwią się temu sojuszowi, nawet pewni ortodoksyjni oficerowie. Zdajesz sobie z tego sprawę?
- Curo. - Warknęłam - Nie miałam wyboru, to był jedyny wymiar który nie wymaga specjalnych zdolności do przetrwania, do którego mam jakiekolwiek odniesienie i cokolwiek tutaj znam.
- Tylko zupełnie inny wszechświat... - jego ciało zaczęło się rozpływać, a szczęka wykrzywiła się w złowrogim uśmiechu. - Asser, pomogę ci jak tylko mogę, ale nie jestem w stanie zagwarantować wszystkim bezpieczeństwa...
- Rozumiem, mi wystarczy jak powiesz mi coś więcej o miejscu w którym aktualnie się znajdujemy. Minęło pare ładnych wieków odkąd tutaj byłam.
- Jasne, zdziwisz się jak wiele się zmieniło podczas twojego niebytu tutaj. - Szliśmy spokojnie w stronę jaskini, która ma posłużyć za schronienie, a Curo spokojnie opowiadał, legendy, tutejsze wojny, o tym jak jeden z jego oficerów planował na niego zamach i o zmianie roślin z kontrolowanych na kompletnie dziką - Nawet tutejsza trawa jest w niektórych miejscach jadowita. - Doszliśmy w końcu do tego jakby klifu, z którego spadłam tuż po przeniesieniu.
- Retrucjo Ares! - Przed naszymi oczyma rozpostarły się wielkie kamienne drzwi. - Mace en use - promienie fioletowego światła wystrzeliły w stronę skały jak macki i zaczęły drążyć w kamieniu. Mogłam panować nad nimi całkowicie, jednak wiedziałam, że przez to będę w następnych dniach osłabiona.
- Ładnie, szczególnie, że wymyślasz nazwy zaklęć. - Przeciągnął się i usiadł przypatrując się jak "macki" wwiercają się coraz głębiej w kamień i zaczynają drążyć korytarze. - Naprawdę twoja siła wzrosła. - dodał z podziwem, jednak ja nadal myślałam. Ból jaki czułam był nie do zniesienia, był taki obezwładniający...
- Curo... - szepnęłam, moje ciało pokrywały kropelki potu. Westchnął i położył łapę na ramieniu i (zapewne) dostał niemałego szoku bo znieruchomiał. Mi za do przybyło sił i oddaliłam się od kolejnej utraty przytomności.
***
Przy ostatniej komnacie zaczęłam robić się senna, oboje powoli opadaliśmy z sił. Na szczęście skończyłam szybciej niż przewidywałam. Bezwładnie padłam na ziemie, a cień wraz ze mną.
- Mięsa... - wydusił Curo do swojego demona, który podrzucił nam jakiegoś jelenia przed nos. Jedliśmy dosłownie wszystko, oprócz kopyt i rogów. Nie tylko co to było smaczne, bardziej chodziło o nabranie sił po najmniejszej linii oporu. Gdy skończyliśmy został tylko sam szkielet.
- Nie lubisz kości? - spytał zdziwiony.
- Jem tylko specjalne, najlepiej z wywarem, ale aktualnie nawet nie mam ochoty ich tknąć. Duża ilość mięsa zrobiła swoje. - położyłam się na plecach i zaczęłam spokojnie oddychać. Dał znak że mogę to wziąć, nie minęło pięć minut jak ze szkieletu i skóry została sama skóra.
- No to teraz możesz zakwaterować swoją watahę. - podsumował, słońce zaczęło się chować za horyzontem. - Nikt nic jeszcze nie wie i bardzo dobrze, jak znajdziesz całą watahę to powiedz. Jeżeli dowiedzą się wcześniej to będzie nieprzyjemnie w nocy.
- Już jest - skwitowałam. Nadal miałam w pamięci twarz Rubiego, nie chciał bym odchodziła... ale to było jedyne wyjście, żeby ocalić watahę. - Poza tym muszę odpocząć, dam wszystkim znać gdzie znajduje się leże watahy i na pewno tutaj przyjdą. Nie jestem nawet w stanie oszacować ile wilków przeżyło, ile zostało w tym chaosie... - trącił mnie nosem i zbił się w powietrze, zasługa bycia cieniem.
- Uważaj na siebie, jak coś to wołaj. - Odleciał bez większych pożegnań, a ja wgramoliłam się do jaskini, zaczynając urządzać sobie kwaterę. Specjalnie pomieszczenie na górze, aby móc widzieć wyjście i mieć do każdego w miarę blisko. Idealne też miejsce do przemówień narad i tego typu spraw. Zamknęłam oczy i wysłałam myśl do wilków które na pewno przeżyły, bo potrafiłam je wyczuć - Nuazi, Nynri, Twister, Emili i parę innych. Upadłam na skalną posadzkę i pogrążyłam się w głębokim śnie.
~~I od tej pory Wataha Skalnego Zbocza znów zaczęła normalnie funkcjonować, czekało nas jeszcze wiele przygód, konfliktów i problemów. Przynajmniej na teraz Wataha odzyskała względny spokój i harmonię, dzięki której możemy żyć w tym oto Świecie.~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz