Pewnego, słonecznego dnia, postanowiłem ogarnąć moją jaskinie, posprzątałem trochę i zauważyłem że nie mam ziół, więc wybrałem się do lasu, ptaki ćwierkały i wiatr szumiał.
Już miałem złapać aloes gdy nagle usłyszałem jakiś krzyk.
- M-mamo, t-tato, gdzie jesteście? - krzyknęło zdruzgotane szczenię.
Zacząłem iść w stronę krzyku.
- K-kim jesteś? - powiedziała zaniepokojona.
- Jestem Forest, a ty? - powiedziałem w miarę spokojnie żeby jej nie odstraszyć.
- Jestem Melody, szukam moich rodziców...
- Może cię zaprosić do mojej watahy, jesteś ranna.
- Nic mi nie zrobisz?
- Zaprowadzę cię do Suzan.
- Kto to jest?
- Opiekunka szczeniąt, zaopiekuje się Tobą.
- Zakopie mnie?
- Nie, zaopiekuje, chyba coś Ci się przesłyszało.
- To chodźmy.
Poszedłem najpierw do Alfy poinformować o Melody.
- Widzę Forest nie próżnowałeś - zażartowała i wyciągnęła łape do szczeniaka i delikatnie ją poczochrała. Wydaję się twardą i bezuczuciową wilczycą, a tu proszę. - Któż to?
- Melody, może dołączyć do watahy? - Asser jakby zamarła, zapewne się zastanawiała, ale po chwili odparła pogodnie
- Oczywiście, przecież nie zostawimy jej samej sobie. - dała znak że mogę już zaprowadzić do Suzan i trąciła Melody w ucho, na co ta się zaśmiała.
Poszliśmy razem do mojej komnaty.
- Melody, poczekaj na razie.
- Dobrze.
Zacząłem szukać ostatnich medykamentów i znalazłem, posmarowałem ją mazią leczniczą i zabandażowałem.
- Wszystko dobrze? - spytałem z nutką troskliwości.
- Tak.
Zaprowadziłem ją do Suzan, żeby się nią zaopiekowała.
- Cześć.
- Hej Forest.
- Mogłabyś się zaopiekować Melody, zgubiła swoich rodziców i ją znalazłem podczas wyprawy na zioła.
- Jasne.
Suzan wzięła ze sobą Melody i zaopiekowała się nią.
~ Dobra, ja pójdę pozbierać te zioła ~ pomyślałem.
Wróciłem szybko do lasu i zająłem się swoją pracą aż zastała mnie noc, w nocy robiłem bandaże, gniotłem w moździerzu i te sprawy, aż zauważyłem znajomą sylwetkę.
<Melody?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz