W pokoju przez chwilę panowała cisza, no może prawie cisza, ponieważ Twister ciągle coś tam mówił, oczywiście w języku kotów, przyrzekam, że w tym momencie miałem ochotę przywalić mu patelnią, żeby choć na chwile się zamknął.
- Więc chciałem się o coś zapytać - powiedział czarny nieznajomy, jego głos był spokojny, ale zarazem słychać było w nim, determinacje, jak by był, wodną parą, dosyć ciekawe i niecodzienne połączenie, z resztą każdy głos jest nie codzienny, niektóre niby brzmią podobnie, ale w każdym zawsze jest coś odmiennego, jedne głosy wręcz od razu można przypisać do jakieś kategorii, a inne, już nie koniecznie.
- I tylko po to wchodziłeś mi do domu, no świetnie, cieszę się niezmiernie. Już żadnej, kurde. kultury w tych czasach, nawet nie zapukałeś, powiedziałbym normalnie „kiedyś to było” ale nie jestem aż taki stary. - warknąłem zdenerwowany, ten wilk sobie pójdzie, a ja będę musiał myć podłogę, bo ten wilk do cholery przyszedł w czasie deszczu, naniósł błota, i JA oczywiście będę musiał to sprzątać. On jednak nic nie odpowiedział, sięgnął tylko po coś do torby, i wyjął wielką księgę, byłem trochę w szoku, że jeszcze się nie zarwała pod nim podłoga, bo no... tak księga ważyła minimum pół tony, i wyglądała na starą, tak starą, że zacząłem się zastanawiać czy czasami nie ukradł jej z jakiegoś grobowca, albo może był jakimś dziedzicem czegoś. Albo może..
-...Koty? Po co ci księga, z kotami...? - zapytała Merry, przy okazji przerywając moje przemyślenia, siedziała ona na ramieniu wilka, zupełnie bez karnie, była przecież duchem, wilk spojrzał na nią, jednak nic nie odpowiedział, jak widać, miał wiele kultury, podszedłem bliżej przyglądając się żółtym kartką, i rzeczywiście, były tam rysunki kotów z jakimiś podpisami, jednak nie mogłem przyglądać im się za długo, bo wilk zatrzymał się na kartce z dumną liczbą „537''. Zanim dobrze się przyjrzałem, bo stałem tak, że wszystko było odwrotnie, Merry dotknęła łapą, ze złotą bransoletką, książki.
-...Ognisty kot? Ta, jasne... - skoczyła z jego ramienia, przeleciała przez książkę i stanęła na podłodze, było słychać ciche uderzenie, jednak brzmiało one jakby było odległe.
-...Ciekawe czy tam jestem, nawet fajnie by było...- powiedziała idąc obok moich nóg, przystanęła przy krześle, i na nie wskoczyła, przeciągnęła się, aby po chwili się rozłożyć, wilk, który śledził wzrokiem Merry, teraz spojrzał na mnie.
- Widziałeś lub... - tu spojrzał na Merry, a potem na Twistera, który dalej coś tam mruczał -...masz takiego kota? - obrócił książkę, tak aby była przodem do mnie, widniał tam kot, którego połowa futra zamieniała się w ogień, zacząłem czytać napisy z boku. - Masz takiego kota, czy nie? - rzekł, mój gość już będąc już trochę, zdenerwowanym. - Szukam tego kota, już jakiś czas, pytałem się wszystkich, w tych okolicach, ale nikt go nie widział. - mówiąc to strzepnął czarnym uchem, popatrzyłem się na niego jak na niepełnosprawnego umysłowo.
- No pewnie, że mam Ognistego Kota, tak jak kurde wodne smoki przyjaźnią się z ropą naftową, ty kurde w ogóle myślisz?! Mieszkam, do cholery, w drzewie! Nigdy bym nie zaryzykował! PO PROSTU BRAK LOGIKI Z TWOJEJ STRONY. - warknąłem obniżając głowę oraz ukazując kły, byłem już bardzo zdenerwowany. Merry widząc rosnące napięcie, spojrzała na wilka.
-...Powinieneś już z tąd iść, odprowadzę cię...- wstała, po czym rozpłynęła się, tylko po to, aby za chwilę pojawić się znowu, tym razem obok wilka.
- Dobrze, gdybyście go zobaczyli, poinformujcie mnie. - mówiąc to, wstał i zaczął się kierować do wyjścia, mierzyłem go chłodnym wzrokiem, czekałem aż opuści mój dom, nieziemsko mnie wkurzył.
-...Tak właściwie to, po co ci on...?- zapytała Merry, starając się na ostatnią chwilę rozładować jakoś napiętą atmosferę.
- Muszę go zabić. - powiedział spokojnie niczym rasowy sadysta, wilk z blizna. Nie wiedziałem czemu chce go zabić i czułem się świetnie, z tym że nie wiedziałem. Stałem tak chwilę, a gdy usłyszałem trzask zamykanych drzwi na dole, to odetchnąłem z ulgą.
- Idiota. - burknąłem pod nosem, strzepnąłem ogonem, który niestety uderzył o stół. Wstrząs był tak mocny, że wylał wodę, na tego dziwnego kota. Twister syknął, a po chwili zapłonął.
- CO?! - krzyknąłem odskakując od niego, patrzyłem na niego z nie małym szokiem. -Twister, ja wiedziałem, że ty jesteś dziwny, ALE ŻEBY, KURDE, PŁONĄĆ? - zapytałem podnosząc głos. I co, ja, mam teraz z nim zrobić?
<Twister, pomóż Lupowi, bo chłopaczyna się trochę zagubił.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz