- Kiumi, jaki masz w tym cel? - Curo zaczął się powoli niecierpliwić, dawno nie przebywał poza wyznaczonym szlakiem.
- Nikt nie zna celów proroków... Chodźcie, droga wolna - Postąpili tak jak im powiedział. Szli w płaszczach, a twarz przykryli kapturami. Gdyby ktoś ich rozpoznał, prawdopodobnie czekała ich egzekucja. Droga była błotnista i na tyle śliska by stanowić zagrożenia dla tej misji. Szli bardzo powoli, licząc odległość od poprzedniej kryjówki, bowiem co sto kroków musieli się kryć przed kolejny wozem jadącym z bądź do stolicy. Nie minęło nawet pięćdziesiąt kroków, a elf już wepchnął ich w najbliższe krzaki.
- Kiumi, co Ty tu robisz w taki deszcz? - Usłyszeli ochrypły głos, należący już do sędziwego elfa, bowiem tylko nieliczni zyskiwali nieśmiertelność.
- Tylko w taką pogodę można zebrać najcenniejsze składniki do mikstur - Odparł spokojnie, starając się nie wzbudzać większych podejrzeń. Curo i Asser siedzieli cicho w krzakach, wiedzieli, że teraz nawet listek nie może się poruszyć, od tego zależały ich głowy.
- Powinieneś uważać na dzikie wilki, demony coraz częściej wchodzą na nasze terytorium, moje dziecię. - Kiu skrzywił się i lekko odsunął od elfa.
- Nie jestem już dzieckiem, a demony akurat Ciebie nie powinny interesować. - Odparł stanowczo, a zaprzęg ruszył bez słowa, a starzec jedynie skinął. Później poczekaliśmy na następny wóz i ruszyliśmy dalej. Po paru minutach znaleźliśmy się na terenie lasu i elf pozwolił nam zdjąć kaptury.
- Nadal nie wiem po co ten cyrk. - Curo zaczął się coraz bardziej irytować, uwielbiał drażnić elfy, lecz nie przywykł do pomagania tej rasie. Kiumi nie odpowiedział, ruszył przed siebie a my podążyliśmy za nim. Droga wydawała się stawać coraz dziwniejsza, a słońce jakby zachodziło, mimo iż było same południe...
- Te znaki... - Aseer powoli przejechała po mgle, która przeszła jej przez palce... - Curo, to nie jest... - Dotarli na miejsce a widok przytłoczył ich oboje. Nie było nawet chwili zwątpienia co właśnie mieli przed oczami.
- Oto Martwe Miasto - Głos Kiumi był obojętny, lecz także przerażony. Wiedzieli po co ich tu przyprowadził i wcale nie byli z tego zadowoleni...